piątek, 29 kwietnia 2016

Ciastka, które zawsze wyjdą

Majówka coraz bliżej. Często jest to czas niezapowiedzianych wizyt. Z resztą bardzo miłych. Powiedzmy, że mamy pół godziny na przygotowanie czegoś do kawy, a sklepy są zamknięte. Nic prostszego! Ja zawsze w takich sytuacjach robię ciastka waniliowe albo cynamonowe. Dzielę się tym genialnym przepisem:

Składniki:
150 g margaryny
125 g cukru
225 g mąki
szczypta cynamonu lub odrobina olejku waniliowego

1. Składniki zagnieść na gładkie ciasto.
2. Rozwałkuj ciasto o grubości 1 cm.
3. Wykrój ciastka o dowolnym kształcie.
4. Piecz ciastka przez ok. 15 minut w temperaturze 180 stopni.
I to już koniec :) Smacznego!

poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Upokarzające robienie dziecka

Coraz częściej to mężczyźni chcą mieć dzieci. Kobiety się raczej nie spieszą. Głównie z obawy o swoją pracę. Panowie mają natomiast tak silne parcie na spłodzenie potomstwa, że zrobią wszystko, aby je mieć. Nie myśląc o swoich partnerkach. 
Jedna z moich koleżanek miała problem z zajściem w ciążę. Na początku chciała mieć dzieci. Starali się z mężem przez kilka lat. Po nieudanych próbach poszli do lekarza. Ten zalecił, aby uprawiali seks wyłącznie podczas owulacji i to w określonych pozycjach. I tak mijały miesiące. Dziewczyna już miała dość. Czuła się upokorzona tym, że nie jej mąż nie pozwalał jej być ze sobą tak jak ona chciała, ale jak zalecił lekarz. W dniu owulacji też często się źle czuła. Wracała zmęczona z pracy. Zamiast odpocząć, od drzwi słyszała: "Kochanie, robimy dziecko". Z czasem zaczynała wyszukiwać różnych wymówek - ból głowy, nadgodziny, częste delegacje. Szczególnie w dni, kiedy przypadała owulacja. W całej sytuacji najbardziej bolało ją to, że jej partner przestał patrzeć na nią jak na atrakcyjną kobietę, ale jak na maszynkę do robienia dzieci. 
Z problemem płodności możemy spotkać się coraz częściej. Powody są różne - zła dieta, brak aktywności fizycznej, stres. Chęć posiadania dziecka jest tak silna, że ludzie chwytają się każdej szansy. Ale nie zapominajmy przy okazji o tym, że jesteśmy ludźmi, a nie robotami i mamy uczucia. 

czwartek, 21 kwietnia 2016

Kiedy za dużo myślimy

Niektórzy mówią, że kobiety są jak Bóg - wszystko widzą i wszystko wiedzą, a nawet jak nie widzą to też wiedzą.
Skąd się bierze ta wiedza? Z myślenia i pewnie z rozkładania wszystkiego na czynniki pierwsze. Jak wygląda rozmowa między typowymi mężczyznami. Powiedzmy, że kolega dzwoni do kolegi i pyta, co tamten robi. Odpowiedź brzmi: nic takiego. I tu kończy się dialog, a jednocześnie rozmyślanie mężczyzn. U kobiet podobny dialog zostałby przeanalizowany pod względem ilości sygnałów oczekiwania na połączenie, tonu głosu i dalszych przypuszczań. Odkładamy słuchawkę i dalej rozmyślamy o rozmowie. Właściwie po co nam to rozmyślanie? Czy nie jest to strata czasu? Z jednej strony faktycznie. Dlaczego nie odbieramy przekazu takim jaki jest? Jest na to prosta odpowiedź. Hipotetycznie rozmówca odpowiada, że nie robi nic konkretnego. A można usłyszeć, że jest zapłakany/zapłakana. Potrzebuje pomocy, rozmowy, a wstydzi się zasygnalizować, albo stara się po ludzku ukryć swoją słabość. Może nie musiałybyśmy tyle rozmyślać, gdyby komunikacja opierała się na stuprocentowej szczerości...

niedziela, 17 kwietnia 2016

Nie będę Twoją mamą

Często po ślubie zadajemy sobie pytanie - jak to się stało, że z kobiety swojego faceta stałyśmy się jego mamą. 

Jako kobieta-matka chcemy dać wszystko naszym dzieciom. Bez względu czy to córka, czy syn. Jeszcze kilka, kilkanaście lat temu matki często dmuchały na swoich "synusiów". A jak jeszcze był najstarszym, albo najmłodszym dzieckiem to był najcudowniejszy. Tym samym mamusie skazały na koszmar swoje przyszłe synowe. 
Pewnie wiele z nas przeżyło podobny scenariusz. Poznałyśmy fantastycznego faceta, który nosił nas na rękach, wydawał się bardzo samodzielny i odpowiedzialny. A po ślubie bańka pękła. Z kobiety dbającej o siebie zmieniłyśmy się w sprzątaczkę, kucharkę, praczkę, szwaczkę. I jeszcze słyszałyśmy: a czemu drugi raz jest to samo na obiad? Zrób kotlety, ale na maśle, a nie na oleju. Upieczesz coś? Nie mam czystych skarpetek. 
Problem musi być wciąż aktualny, skoro nawet gwizdy piszą o tym piosenki. W najnowszym utworze Jennifer Lopez śpiewa: I ain't gon'be cooking all day, I ain't your mama/ I ain't gon' do your loundry, I ain't your mama/ When you got' get your act together? I ain't your mama. 

środa, 13 kwietnia 2016

Bo ty jesteś lepsza w ogarnianiu

Jak często, drogie panie, zalewa nas krew, kiedy mężczyzna coś miał zorganizować, a ostatecznie tego nie zrobił, bo, i tu cytat płci brzydkiej, "kochanie, ty jesteś lepsza w ogarnianiu". Czy to sprawa lenistwa? 

Żyjemy w pośpiechu, doba ma tylko 24 godziny, a nawet jeśli miałaby więcej to i tak bylibyśmy niewyrobieni ze wszystkim. Coraz częściej mówi się o multitaskingu, czyli umiejętności robienia kilku rzeczy na raz. 
Badania wykazują, że kobiety potrafią wykonywać wiele czynności jednocześnie. Według dr Keith Laws z University of Hertford kobiety mają wrodzoną zdolność do multitaskingu (źródło: http://nauka.newsweek.pl/skoncentruj-sie-,84913,1,1.html). Może tak jesteśmy genetycznie zaprogramowane jako stworzone do rodzicielstwa? Malować paznokcie jednocześnie prowadząc auto w drodze do przedszkola, bujać dziecko gotując obiad, myć zęby i pisać SMS. 
Niestety ta umiejętność może nas zgubić. Szczególnie w związku. Ile razy słyszymy: "ja to kochanie ogarnę, ale ty zrobisz to lepiej", "miałem załatwić, ale nie dałem rady". I wtedy my latamy jak oszalałe i nagle coś niemożliwego do wykonania przez miesiąc jest możliwe do załatwienia w dwa dni. Oczywiście partner nas połechta pochwałą: "ty jesteś mistrzem logistki". I jednocześnie jesteśmy wykończone. Sprzątanie odbieramy naszym mężom, bo oni sprzątają 3 godziny, a my to załatwiamy w godzinę. I znowu padamy ze zmęczenia. A od razu rozwijamy w panach przekonanie, że oni nie muszą niczego ogarniać, bo i tak my to zrobimy. 

sobota, 9 kwietnia 2016

Kiedy kobieta nosi spodnie

Stereotypowo uważa się, że to mężczyźni noszą spodnie. Faktycznie, w spódnicach latają jedynie Szkoci, zgodnie z tradycją. Jednak od wielu lat to kobiety noszą spodnie. Fizycznie i mentalnie. 

W Polsce wciąż pokutuje, po cichu, przekonanie, że mężczyzna jest od zarabiania pieniędzy, a kobieta od wychowywania dzieci. Te role powoli się odwracają. Mężczyźni zostają w domu z dziećmi, a kobiety zarabiają. Są lepszymi pracownikami, zdeterminowane, pilne. Jak w szkole - mają te ładniejsze zeszyty. Jednak są i takie modele, gdzie kobieta, pomimo że nie wychowuje dzieci sama, nosi spodnie. To ona podejmuje strategiczne decyzje, troszczy się o zarobki, przegląda rachunki, a dodatkowo wychowuje dzieci. Jest w pewnym sensie superbohaterką. Robi wszystko. Tymczasem mąż pracuje, ale jest przekonany, że to on jest najmocniejszym ogniwem. 
Nikt kobietom nie chce odebrać ważnej roli, jaką odgrywają. Jednak ile może kobieta unieść psychicznie obowiązków. Rozładować zmywarkę, sprawdzić lekcje dzieci, pracować w jednym, drugim, trzecim miejscu, rachować, do tego posprzątać, ugotować i nie dostać na głowę. A czy w zamian słyszy dziękuje? Albo kochanie znajdę lepszą pracę, żebyś nie musiała tyle harować? I tu postawmy znak zapytania....

czwartek, 7 kwietnia 2016

Diamenty - najlepszy przyjaciel kobiety

Marlin Monroe śpiewała, że najlepszym przyjacielem kobiet są diamenty. Czy to z nas czyni materialistki, jak wielu mężczyzn zarzuca? 
Przyjaciel to pojęcie śliskie. W życiu często okazuje się, że wbrew pozorom nie możemy na nim polegać. Lub na niej. Płeć nie gra roli w tym przypadku. Człowiek zaczyna szukać substytutu. Kobietom przypisuje się kilku przyjaciół. 
Pierwszy z nich to diamenty. Błyszczą, dają radość, dodają nam uroku, świadczą o prestiżu. Kolejny to czekolada. "Czekolada nie pyta, czekolada rozumie". Jest zawsze pod ręką, wytwarza hormony szczęścia, co prawda na krótko i idzie w biodra, ale jest smaczna i nie zawodzi. Inne kobiety są zdania, że najlepszym przyjacielem jest karta kredytowa. Daje wiele możliwości - podróże, ubrania, kosmetyki. Jej minusem jest fakt, że trzeba ją spłacić. 
Kadr z filmu "Mężczyźni wolą blondynki".
Pieniądze, biżuteria - to kobietom sprawia radość. A czy to od razu oznacza, że jesteśmy materialistkami? Nawet jeśli, to co w tym złego, że chcemy wyglądać, dobrze się czuć, realizować swoje plany, na które potrzebujemy pieniędzy. Tymczasem panowie, tak jak w piosence Dżem, śpiewają "whisky moja żono". Chyba alkoholizm jest gorszy od materializmu.

piątek, 1 kwietnia 2016

W zdrowym ciele zdrowy duch

Wysportowane i szczupłe kobiety otaczają nas wszędzie. Krzyczą z gazet, portali, nawet ulic. Moda na ćwiczenie z Ewą Chodakowską opanowała wszystkich. Czy sport to tylko nadążanie za trendem? 

źródło: Female-teka
Kiedyś nie lubiłam sportu. Słyszałam, że warto uprawiać sport, aby schudnąć. Nie miałam nadwagi, ale nie byłam modelką. Dobrze się czułam w swoim ciele. Za bieganie wzięłam się ze względów towarzyskich. Kolega namówił mnie na cotygodniowe treningi. Biegaliśmy co niedzielę w grupie kilkuosobowej. Gdy na pierwszym treningu usłyszałam, że mamy przebiec 5 km zaśmiałam się. Wydawało się to niemożliwe dla mnie. Tymczasem bez problemu przebiegłam ten odcinek. Następny trening wydłużyłam do 11 km. Nie obejrzałam się, a wystartowałam w półmaratonie. Nawet nie przypuszczałam ile radości dało mi przekraczanie granic swoich możliwości. 
Bieganie stało się przyjemnością. Chciałam odreagować stres - biegałam. Czułam wielką radość - biegałam. Musiałam przemyśleć różne sprawy, nabrać dystansu - biegałam. 
Nagle bieganie mi nie wystarczało. Chciałam czegoś więcej. Poszłam na zajęcia zumby. Uzależniłam się od nich tak bardzo, że poszłam na kurs dla przyszłych instruktorów. Na zajęciach byłam w swoim żywiole. Zumba odzwierciedlała mój charakter - szalony, dynamiczny, wyzwolony. Jednak zumba mnie nie męczyła, nie pozwalała przekraczać swoich granic. 
Pewnego dnia koleżanka z pracy powiedziała, że podejmuje wyzwanie z Ewą Chodakowską. Opowiadała o gigantycznym zmęczeniu, nie mogła chodzić z powodów zakwasów. Postanowiłam spróbować. Kiedy zobaczyłam, że program "Skalpel" trwa 40 minut uznałam, że wykonam ćwiczenia dwa razy. Faktycznie, wykonałam je...ale na dwa razy. Leżałam nieżywa, spocona, zdyszana. I ten stan sprawił mi radość. Potem były kolejne programy, które wyciskały ze mnie jeszcze więcej. Pokonywałam własne możliwości, przekraczałam własne granice. Nie ćwiczyłam dla mody, ćwiczyłam dla siebie, dla swojego rozwoju, dla swojej satysfakcji. Sport to nie tylko moda i gonienie za ideałem. To coś więcej.