W miastach i miasteczkach powstaje coraz więcej kawiarni dla rodziców z dziećmi. Czy na pewno są one dostosowane do potrzeb rodziców i ich maluchów?
W zeszłym tygodniu poszłam do jednej z kawiarni w niewielkim miasteczku. Miejsce poleciła mi koleżanka, która ma dwójkę dzieci. Zapewniała, że miejsce jest fantastyczne - duży pokój zabaw, miejsce na wjazd z wózkiem. Postanowiłam tam się przejść razem z dzieckiem.
Faktycznie, w kawiarni między stolikami bez problemu mogłam przejechać wózkiem, były krzesełka do karmienia i bawialnia. Oczywiście pojawiło się też ALE i to duże. Kawiarnia mieściła
się w starej kamienicy, gdzie wejść trzeba po dość stromych schodkach. Kiedy już wdrapałam się z wózkiem napotkałam kolejną przeszkodę - drzwi. Jedno skrzydło w ogólne się nie otwierało. Wózek musiałam przepchnąć przez wąskie przejście. Jednak to nie był koniec niespodzianek. Za drzwiami znajdował się przedsionek z kolejnymi drzwiami, już bezpośrednio prowadzącymi do kawiarni. Niestety w przedsionku stały, jak w magazynie, krzesła i stoliki, które latem są wystawiane przed kawiarnią. Także pozostało mało miejsca, aby spokojnie obrócić wózek. Było trochę szarpaniny, żeby w ogóle dostać się do kawiarni. Ostatnią niemiłą niespodzianką był fakt, że nie mogłam podgrzać jedzenia dla dziecka w mikrofalówce, ponieważ nie było potrzebnego sprzętu.
Po kilku dniach pojechałam do Poznania, żeby spotkać się z inną koleżanką. Zabrałam ze sobą również synka. W pierwszej kawiarni, do której weszła właścicielką była mama czwórki dzieci. Tam także była bawialnia dla dzieci, miejsce na wózki i mikrofalówka. Bez problemu podgrzałam obiad dla synka. Jednak tutaj także pojawiło się ALE. Toaleta była maleńka i bez przewijaka. Dziecko przewinęłam na sedesie. Dziękowałam za to, że tylko zrobił siusiu.
Potem pobiegłam na płytę Starego Rynku na spotkanie z koleżanką. Miałyśmy problem z wyborem kawiarni, do której mogłabym bez problemu wjechać wózkiem, a nie wciągać go po schodach. Znalazłyśmy takie miejsce. Przestrzenna kawiarnia, więc wózek też bez problemu się zmieścił. Tutaj już nie było bawialni, co mnie osobiście na razie przy 10-miesięcznym maluchu nie jest bardzo potrzebne. Jednak tutaj też nie było przewijaka. A moje dziecko wymagało większych zabiegów pielęgnacyjnych, niż poprzednio. Miałam ze sobą przewijak w postaci ceratki. I w tym momencie wiele mam pewnie się oburzy, ale położyłam ceratę w łazience na podłodze. Pod główkę położyłam maluchowi zwinięty sweterek i tak go przewijałam. Synek był już za duży, żeby na leżąco zmieścić się na sedesie.
Tyle się mówi obecnie, żeby wychodzić z dziećmi do restauracji czy kawiarni. Powstają specjalne miejsca dla rodziców z dziećmi, ale jak widać, część z nich wcale nie jest dostosowana do zaspokojenia tych podstawowych potrzeb, chociażby do przewinięcia dziecka. A szkoda!