poniedziałek, 29 lutego 2016

Wyjątkowy dzień na co dzień

Taki dzień zdarza się raz na cztery lata...29 lutego. Są też inne wyjątkowe dni. A co z tymi zwykłymi? Czy nie zasługują na wyjątkowość?
Przewracamy kartki z kalendarza w poszukiwaniu tych wyjątkowych dni - Święta, Walentynki, weekend majowy. Nie dość, że te dni są wolne od pracy, ale przypisujemy im coś magicznego. Od sylwestra ma zmienić się nasze życie. Stroimy się na urodziny, imieniny, czy święta. Czasem obiecujemy sobie, że zrobimy w wyjątkowym dniu coś wyjątkowego - spełnimy swoje marzenie, nie damy się pechowi 13 w piątek, zjemy 20 pączków w Tłusty Czwartek bez liczenia kalorii. 
Spośród 365, czasem 366 dni, jest też wiele tych dni zwykłych, kiedy wstajemy do pracy, wracamy z pracy do domu, jemy obiad, oglądamy serwis informacyjny, bierzemy kąpiel i idziemy spać. Czy taki szary dzień nie zasługuje na wyjątkową oprawę? W końcu taki dzień, nawet jak ten niby szary, nigdy się nie powtórzy. Po co czekać na specjalne daty, skoro ze zwykłego dnia możemy uczynić ten niezwykły?

czwartek, 25 lutego 2016

Musi to na Rusi, a w Polsce jak kto chce

Proste pytanie - ile razy zaczynałaś dzień od słowa MUSZĘ? Muszę zrobić śniadanie dla całej rodziny, drugie śniadanie do pracy i do szkoły dla dzieci, jak wrócę z pracy muszę ugotować obiad, posprzątać, wynieść śmieci, zrobić listę zakupów i rzeczy do zrobienia... Głowa pęka. Czy faktycznie musisz? A może wmawiasz sobie, że musisz?
Sama stałam się małą niewolnicą swojej głowy. Muszę posprzątać, bo widzę "koty" w kątach. Sprzątałam dwa dni temu, ale już wydaje mi się, że jest brudno. Przyjadą niezapowiedziani goście - muszę coś upiec. Rzeczy do prania piętrzą się w koszu, muszę je posegregować i wyprać. Ale zaraz, to nie są wyłącznie moje rzeczy. Chyba jeszcze komuś powinno zależeć na czystych skarpetkach. 
Często kobiety chcą być idealne i mieć kontrolę nad wszystkim. Dlatego powtarzają MUSZĘ. Boją się oceny innych, np. teściowej, która może spojrzeć krytycznie, bo jej synek nie dostał dwudaniowego obiadu. 
Tak naprawdę same sobie wmawiamy, że coś musimy i powinnyśmy. Gonimy potem za naszymi musami i dostajemy na głowę, a przy okazji nasi najbliżsi, którym obrywa się za nasze musy. Dziecko nie posprzątało klocków, więc potykasz się o nie i musisz posprzątać. Nie musisz. Możesz. Z równym powodzeniem przedszkolak może to zrobić. Widzisz swojego męża, któremu "koty" w kątach nie przeszkadzają i ogląda spokojnie telewizję? Tobie też nie muszą przeszkadzać. Skoro umiesz utrzymać dom w czystości, którą nazywam czystością wstępną (nie zalegają naczynia w zlewie, robaki nie lęgną się w zakamarkach, a korytarze komunikacyjne nie są zawalone ubraniami, butami i nie wiadomo czym jeszcze) to nie jest źle. Jak posprzątasz raz w tygodniu z pomocą męża i dzieci to nikomu nic się nie stanie. A jeśli widzisz, że jakaś czynność nie należy do Twoich pasji, za to jest ważna dla męża - zostaw mu ją. On się wykaże i będzie zadowolony, a Ty znajdziesz czas dla siebie. Może warto zastanowić się, czego chcesz, a co wmawiasz sobie, że musisz?

wtorek, 23 lutego 2016

Prawo do...ciepłej kawy

Wiele matek na początku biega od dziecka do butelki, od butelki do pralki, od pralki do odkurzacza. I tak w kółko zahaczając jeszcze o żelazko, zmywarkę (Boże, dziękujemy za zmywarki), pieluchy itp. Natomiast odmawiają sobie prawa do ciepłej kawy, wypitej w miłym towarzystwie przyjaciółki. Dlaczego? Może z poczucia obowiązku? A może z narzuconych ram. Moje starsze koleżanki powtarzały, że jak urodzę nie będę mieć czasu na makijaż, ubranie się, a o spotkaniach ze znajomymi mogę zapomnieć. Kiedy stałam się mamą faktycznie zauważyłam, że nawet rozładowanie zmywarki dzielę na dwa lub trzy podejścia, chodzę w dresie i związanych włosach, nauczona doświadczeniem, że podczas odbicia dziecka mogę mieć je dosłownie zarzygane. Któregoś dnia spojrzałam w lustro. Nie miałam makijażu, za to moją twarz zdobiły sińce pod oczami i zmęczenie płaczem malucha. Tupnęłam nogą i zrozumiałam, że pomimo, iż jestem mamą mam prawo do wypicia ciepłej kawy, a nie zimnej. Nagle okazało się, że jednak godzina spędzona z przyjaciółką nie spowodowała końca świata dla mojego dziecka, a ja czułam się o niebo lepiej. Każdej mamie życzę smacznej, ciepłej kawy w dobrym towarzystwie.

piątek, 19 lutego 2016

Feministki - silne czy słabe?

Feministek społeczeństwo się boi. I mężczyźni i kobiety. Dlaczego? Prawdopodobnie za radykalne poglądy. Feministka wyraźnie mówi czego chce, kim chce być i nie dba o poprawność polityczną. Co jest w sumie dobre. Jednak co się kryje za hasłami feministycznymi? Czy siła tych kobiet czy może kompleks? 
Powszechnie uważa się, że feministki nie lubią mężczyzn. Nie chcą żyć w ich cieniu. Jeszcze niedawno kobiety były od rodzenia dzieci, sprzątania i męskiej przyjemności. Potem wywalczyły prawa wyborcze, prawa do nauki, do pracy. Obecnie walczą m.in. o zrównanie praw pracowniczych, pensji, czy niestosowania przemocy wobec nich. 
Feministka kojarzy się z osobą, która zrzuciła babskie spódnice i sukienki, a założyła męskie spodnie. Jeszcze na początku lat 90. spotykałam kobiety, które nie nosiły biustonosza, bo uważały, że jest to zbyt kobiece, a one chcą być na równi z mężczyznami. Ci nie muszą nosić biustonoszy. 
Feministki przedstawiają się jako kobiety silne, niezależne. Ale czy faktycznie są silne? A może nie czują pewności siebie i chcą naśladować mężczyzn, bo oni, w ich mniemaniu, mają lepiej w życiu? Jeśli jakiś mężczyzna uważa się za lepszego od kobiety i daje jej to do zrozumienia to oznacza, że nie posiada kultury osobistej. Każdemu człowiekowi należy się szacunek, bez względu na płeć. Może z wyłączeniem niektórych jednostek typu gwałciciele, mordercy itp. 
Podobnie wygląda kwestia stosowania przemocy. Owszem, kobiety padają ofiarami gwałtów ze względu na płeć. Jednak to nie wynika z ich słabości, tylko ze słabości przestępcy. Pamiętajmy, że mężczyźni też są atakowani - bici, okradani, mordowani.
Czy jesteśmy mężczyznami, czy kobietami należy się nam szacunek. Aby go zyskać nie musimy udawać kogoś innego. Możemy być sobą. Nie pozwólmy sobie wmówić, że jesteśmy gorsi ze względu na swoją płeć. Jeśli na to pozwolimy okażemy tak naprawdę swoją słabość, a nie siłę.

wtorek, 16 lutego 2016

Nie wycierajmy sobie ust Marią Skłodowską-Curie

Dziś Prezydent RP, Andrzej Duda, podczas dyskusji w ramach Narodowej Rady Rozwoju omawiał istotę polityki historycznej, która, z tego co zrozumiałam, ma obudzić w młodzieży patriotyzm i przywiązanie do kraju. Moim zdaniem przywiązanie i szacunek dla Ojczyzny może powstać w momencie, kiedy nie mamy potrzeby noszenia koszulek z napisem I DON'T NEED A SEX, GOVERNMENT FUCK ME EVERY DAY. A obserwując polską rzeczywistość na pewno duża część młodych ludzi może właśnie czuć się wykorzystanym przez państwo. 
Jednak najbardziej zbulwersowało mnie stwierdzenie Prezydenta RP, abyśmy byli dumni z Marii Skłodowskiej-Curie. Nie wycierajmy sobie ust tą znakomitą uczoną. Wyjechała na studia do Sorbony w 1891 roku. Dlaczego? W Polsce nie mogła studiować. Pierwsze kobiety mogły, decyzją Senatu Uniwersytetu Krakowskiego, rozpocząć naukę w 1894 roku! Jedyne co mogła robić Skłodowska-Curie to być nauczycielką domową w Warszawie. Kobiety wtedy mogły robić dzieci, gotować, modlić się. Szansę rozwoju dawała ucieczka z kraju. I niestety do dziś często tak jest.

piątek, 12 lutego 2016

Dawać czy nie dawać?

- Kup czekoladki, ale takie lepsze, kwiatka i kawę - mówi dziewczyna z porodówki przez telefon do męża. Dla kogo te dobrodziejstwa? - Dla położnej. Własnej nie opłaciłam, a ta na dyżurze pomogła mi przy przewijaniu dziecka - odpowiedziała na moje pytanie świeżo upieczona mamusia. Jej sąsiadki z pokoju kupiły nawet prezenty dla położnej. Od razu sobie przypomniałam jak w jednym ze szpitali leżała moja babcia. Było jej zimno, ale żadna pielęgniarka się tym nie zainteresowała. Dopiero jak panie otrzymały kawę, czekoladki i kopertę ze wsadem babcia dostała koc. 
Kilka dni wcześniej jeden z mężów kobiety w ciąży zastanawiał się jak zapłacić lekarzowi za cięcie cesarskie.
Dużo ludzi, w tym ja, narzeka na służbę zdrowia i korupcję powszechnie panującą. Zadajmy sobie pytanie: a skąd się biorą te zachowania korupcyjne? Po co właściwie okazujemy wdzięczność za to, że ktoś wykonuje swoje obowiązki służbowe? Przecież ci lekarze się śmieją. Zarabiają krocie i jeszcze dodatkowo otrzymują w ramach "wdzięczności" dodatkowe pieniądze, butelki z nietuzinkowym alkoholem i inne rzeczy. Pielęgniarki nawet niewinnymi czekoladkami rozpieszczamy. Potem uważają, że robią łaskę zajmując się pacjentem. A czy pacjent za nie sprawianie problemów pielęgniarkom dostał kiedyś czekoladki od nich? Raczej nie. I tak z pokolenia na pokolenie przekazujemy wzorce - mama dawała czekoladki nauczycielowi, pielęgniarce, lekarzowi i uczy tego swoje dzieci, które potem uważają, że wszystko można załatwić pieniędzmi. A ludzie, którzy podchodzą racjonalnie i, tak naprawdę, uczciwie do relacji międzyludzkich, są traktowani jako osoby drugiej kategorii. Jeśli nie odpowiada nam jakiś stan rzeczywistości to sami zacznijmy go zmieniać i pokazujmy dobre wzorce innym.

poniedziałek, 8 lutego 2016

Rodzić - powołanie kobiety?

Choćbyśmy chciały/chcieli to pewnych rzeczy nie zmienimy i nie przeskoczymy. Przynajmniej na razie. Pewne zadania należą wyłącznie do kobiet, a niektóre wyłącznie do mężczyzn. Tak sobie to natura wymyśliła. Co na przykład? Poród. 

Marzeniem wielu z nas jest aby, tak jak w komedii z Arnoldem Schwarzeneggerem pt. "Junior", to właśnie panowie byli w ciąży i doznali "zaszczytu" rodzenia dzieci. Oni są od płodzenia, co jest o wiele przyjemniejsze. Kiedy poruszam ten temat w męskim towarzystwie zawsze słyszę, że kobiety są stworzone do rodzenia dzieci. To samo powtarzają lekarze, głównie gdy zachęcają do porodów naturalnych. "Przecież to jest wasze powołanie" - słychać w gabinetach lekarskich. I tym samym lekarze, nawet gdy wiedzą, że konieczne będzie cięcie cesarskie, robią wszystko, aby wywołać poród naturalny. Taka jest sztuka lekarska. Wsadzają kobietom baloniki w celu pobudzenia skurczy i uzyskania wymuszonego rozwarcia, podają oksytocynę. Natomiast w trakcie naturalnego porodu potrafią nawet na siłę przepchnąć dziecko do kanału rodnego, powodując spustoszenie w organizmie kobiety. I to jest to naturalne powołanie? Ile jest przypadków złamania miednicy czy złamania kości ogonowej podczas porodu naturalnego? Nie wiem, ale leżąc na porodówce spotkałam kilka takich przypadków. Im też wmawia się, że doznały cudu urodzenia dziecka w sposób naturalny. Ja widziałam jak doznawały bólu i obaw związanych ze swoim stanem zdrowia. Jak cierpiały, gdy musiały wstać do dziecka, a ból ograniczał ich możliwości ruchowe. To nie jest cud, to jest mordęga, drodzy panowie lekarze. A panie lekarki zachęcam do wstawiennictwa. Jesteście kobietami, warto abyście wspierały kobiety i je chroniły.