Podejrzewam, że nie jeden z nas inaczej wyobrażał sobie swoje życie. Co oczywiście nie znaczy, że to co mamy obecnie jest złe, rozczarowało nas. Jest po prostu inaczej. Z resztą, marzenia też się zmieniają. Dla mnie kiedyś najważniejsza była rodzina, miłość, dzieci. Od kilku lat najważniejsze stały się praca i ambicje. A może ambicje i praca. Tak, ta kolejność jest właściwa. Kiedyś nie byłam ambitna. W szkole miałam dobre stopnie, ale szału nie było. Wiedziałam, że jak dorosnę to będę mieć pracę. Jaką - nie wiadomo. Po prostu pracę. Wyjdę z domu na osiem godzin, przerzucę jakieś papiery, postukam w kalkulator i jak na skrzydłach wrócę do domu, gdzie będę idealną matką i żoną. Tudzież żoną i matką. Nagle ten ideał życia stał się dla mnie śmieszny. Pokochałam tempo, picie kawy w biegu, nawet stres. Uwielbiam go. Motywuje mnie, powtarza w głowie "dasz radę, pokaż kto rządzi". Adrenalina wzrasta, wykorzystuję słabość przeciwnika, rozpoznaje teren. A teraz siedzę w domu w ciąży. Nudzę się. Dni są do siebie podobne. Wstać, zrobić mężowi śniadanie do pracy, wyjrzeć za okno, zobaczyć sąsiadki sprzątające i wychowujące dzieci, postarać się nie zwymiotować na ten widok, iść na spacer, zrobić zakupy, poczytać książkę, obejrzeć film, wymyślić pseudo twórcze zajęcie, które doprowadza mnie do szału (typu szycie), poćwiczyć, wziąć prysznic, iść spać. I tak w kółko. Przecież tego chciałam - męża i dzieci. Teraz to nie wszystko co się dla mnie liczy.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz