piątek, 12 sierpnia 2016

Mamuśka, nie ma wymówek!

Uwielbiam rozmowy na placach zabaw pt. "nie schudnę po ciąży, bo nie mam czasu ćwiczyć". Czy tego czasu naprawdę nie ma?
W ciąży przytyłam 20 kg. OK, 4,5 kg to dziecko, potem wody płodowe, powiększona macica itd. Uzbierałoby się jakieś 10 kg całego dobytku. A 10 kg to co? Nie wyszło, zostało na czterech literach. I przeszkadzało. 
Copyright by female-teka
Zaczęłam ćwiczyć na początku marca, czyli miesiąc po porodzie. Z błogosławieństwem od lekarza oczywiście. Przed ciążą lubiłam ćwiczyć. Za to zawsze nienawidziłam diet. I tak od 9 marca zaczęłam uprawiać wszelkie skalpele, extra figury, turbo powery i inne kombinacje. Ostrożnie, nie inaczej. Rana po cesarce czasem się odzywała, więc niektóre ćwiczenia odpuszczałam. Nie było mowy o ćwiczeniu poza domem. Młody miał notorycznie kolki, trzeba było przy nim być. Wsadzałam go w leżaczek i ćwiczyłam na jego oczach. Przy skłonach nawet wypluwał smoka i musiałam go podnieść. Początkowo 3 razy w tygodniu znalazłam czas na ćwiczenia. A miałam co robić. Nikt mi nie pomagał. Sama sprzątałam, pomagałam w nauce, uczyłam się języków, gotowałam. Zamiast siedzieć na kanapie i szukać wymówek zbierałam się w sobie. Zaczynałam ćwiczyć m.in. podczas oglądania wiadomości w telewizji. Odkładałam młodego do łóżka i jeszcze biegając usypiałam. Kiedy chciałam pobiegać, a nie miałam z kim zostawić syna znajdowałam najdłuższy odcinek w mieszkaniu, włączałam licznik i biegałam w kółko. 
Wczoraj na urodziny dostałam od męża rolki. Co zrobiłam? Wzięłam rolki i wyszłam na spacer z synem. Jednocześnie zaliczałam spacer i jazdę na rolkach. Równanie jest proste: chcesz + kombinujesz = masz. Nie trzeba ćwiczyć 1,5 godziny, żeby utrzymać formę. Są treningi krótsze, nawet 15 minut wystarczy. Pytanie, czy chcesz. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz